środa, 24 czerwca 2015

Nadzieja

Chciałam już kilka dni temu napisać post, ale .... musiałam poukładać go sobie w głowie. Dlaczego? Zapraszam do przeczytania. Od jakiegoś czasu na blogu temat Marianny stał się tematem przewodnim spychając trochę szycie na drugi plan. Choć nadal jest ono bardzo ważne w moim życiu. Ale ... wiadomo dzieci zawsze są ważniejsze. A moje najmłodsze dziecko właśnie osiągnęło taki wiek, że od września powinno pójść do szkoły. Powinno. Ale z racji niepełnosprawności może uzyskać odroczenie i jeszcze przez dwa lata uczyć się w przedszkolu. Jasne jest, że dla mnie jako rodzica i dla niej jako przedszkolaka to rozwiązanie jest dużo lepsze, ponieważ pozwala wydłużyć czas na naukę podstaw. Ale gdybyście myśleli, że takie odroczenie jest rzeczą oczywistą to oczywiście mylicie się. Procedura wygląda tak:  na początek informacja z przedszkola na temat rozwoju dziecka i braku możliwości podjęcia teraz nauki w szkole, następnie umówienie się na wizytę w poradni psychologiczno - pedagogicznej która ma potwierdzić opinię z przedszkola, potem wizyta u dyrektora szkoły w rejonie zamieszkania Marianny, czyli do szkoły do której najprawdopodobniej by uczęszczała Marianka, po czym po wydaniu przez owego dyrektora decyzji potwierdzającej odroczenie powrót do przedszkola z dokumentacją aby od września Marianna mogła kontynuować w nim naukę. Ja na dzień dzisiejszy jestem po wizycie w Poradni psychologiczno - pedagogicznej. Jest jedna w Poznaniu gdzie niepełnosprawne dzieci są oceniane. Jako rodzic nie mam wyjścia. I wydawało mi się, że ja już spotkałam się z tak wieloma rodzajami kontaktów w stosunku do mnie i mojej niepełnosprawnej córki, że nic mnie już nie zaskoczy. Ale się myliłam. Pani pedagog i "fantastyczna" pani logopeda (bardzo duże podobieństwo do Pani z fundacji odpowiedzialnej za  reklamę "Nie zdążyłam" - widziałam wywiad w DDTVN)). Jestem ostatnią osobą która skupia się na ocenianiu ludzi, ale to z jaką ignorancją, butą i brakiem szacunku się spotkałam zmroziło mnie totalnie. Panie były wszechwiedzące. Wiedziały lepiej niż lekarze badający moje dziecko, wiedziały lepiej niż ja która mam to moje dziecko na co dzień. Były tak fantastyczne w tej swojej wszystkowiedzy, że widząc pierwszy raz dziecko, w nowym miejscu, wiedziały o nim wszystko po 15 minutach. Jedyne czego nie wiedziały to to jak temu dziecku dalej pomóc. Bo nie muszę pisać, że rehabilitacja którą teraz prowadzę, wraz z manualnym torowaniem głosu (wyraz zniesmaczenia, zdziwienia na twarzy pani logopedy) jest totalną porażką. Przecież Marianna ma 6 lat. Jak czegoś nie umie, to już się nie nauczy. A nauka mówienia? Pani Joasiu, Panie Szymonie - to tylko nasze mrzonki. Wnioski jakie mam po tej wizycie nie nadają się do upublicznienia. A Wy jakieś macie? Co powiecie na te moje mrzonki? Moniko wypowiesz się w tym temacie? Byłaś świadkiem tej rozmowy :-)
A teraz żeby było coś o szyciu przedstawiam Wam pomysł na wakacyjną zabawę z dziećmi przy takiej pogodzie jak dziś za oknem. Pacynki na cztery ręce. Każdy zestaw to inna bajka. Jaka? Sami zobaczcie:
Złotowłosa i trzy misie
 Wilk i trzy świnki
 Czerwony kapturek
 Smok Wawelski
 Kopciuszek z jednej strony
 Kopciuszek już w wersji balowej
 Śpiąca królewna
 Księżniczka na ziarnku grochu (brakuje poduszki )
 No i nasza klasyka, może w trochę innych wersjach kolorystycznych:







 Serdecznie pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Gosiu , super pomysł z tymi pacynkami .Są piękne .Asia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I really appreciate your professional approach. These are pieces of very useful information that will be of great use for me in future.

    OdpowiedzUsuń